Na początku interwiedzy
Młodzi ludzie, pytani o to, skąd się wzięła nazwa „empik”, często mają kłopot z odpowiedzią. Bo i jak mają pamiętać Kluby Międzynarodowej Prasy i Książki, tę niezwykłą instytucję w PRL, będącą maleńkim okienkiem na to, co pisało się za granicą i to zachodnią? Zapewne nie wiedzą też, że w ówczesnych księgarniach wydawnictw zagranicznych można było rzeczywiście kupować książki wydane za granicą, ale radzieckie i enerdowskie, zachodnich nie. Te zachodnie byłyby zresztą wtedy po prostu za drogie.
Czytaj i prenumeruj, co tylko zechcesz
Dziś dostęp do wydawnictw zagranicznych jest o wiele łatwiejszy. Można je kupować przez Internet u źródła, można w księgarniach polskich, jak choćby w abe.pl. Zagraniczną prasę można zwyczajnie prenumerować. Zdawać by się mogło, że jesteśmy na początku „interwiedzy”, a więc nieograniczonego dostępu do wiedzy o wszystkim, co powstaje, zwłaszcza w nauce, na całym świecie. Czy tak jest rzeczywiście? I czy polscy naukowcy oraz wybitni twórcy mają taką samą szansę zaistnienia na światowych rynkach wydawnictw fachowych i naukowych jak inni?
Geniusz spod Warny – czy ma szansę na światową karierę?
Zostawmy Polaków i wyobraźmy sobie genialnego bułgarskiego fizyka. Kto powiedział, że nikogo takiego w Bułgarii nie ma? Być może jest i nawet ma już na koncie jakieś istotne odkrycie, lecz kto o nim wie? Żeby się dowiedział, nasz Bułgar musiałby opublikować parę artykułów w naukowej prasie anglojęzycznej i (lub) wydać swoją pracę po angielsku.
Nie brak ludzi, którzy powiedzą „oczywiście, ale gdzie tu problem, przecież wszyscy znają angielski?”. A jednak nie wszyscy. Nasz Bułgar nie musi go znać, choć oczywiście byłoby korzystne dla jego kariery naukowej, gdyby znał i posługiwał się tym językiem równie dobrze jak bułgarskim. Czy jednak koniecznie należy tego od niego wymagać, zwłaszcza mając na uwadze, że jego prace są odkrywcze, genialne, pożyteczne dla ludzkości? Czy trzeba obarczać go dodatkowym obowiązkiem, warunkiem?
Po angielsku albo wcale
Angielski stał się językiem międzynarodowym, czego nikt nie kwestionuje, ale ma to zarówno zalety, jak i wady. Zaletą jest uniwersalność bo kto ten język opanuje, ma dostęp do wszystkiego, co w nim stworzono. To otwiera mu przede wszystkim możliwość śledzenia nowinek z USA i Wielkiej Brytanii, których każdy dzień przynosi mnóstwo. Zarazem jednak taka sytuacja prowadzi do pewnej przewagi, pewnej dominacji Amerykanów i Brytyjczyków, nie zawsze uzasadnionej poziomem ich badań naukowych czy dokonań artystycznych. Nie dość, że ludzie ci mają pełną swobodę tworzenia w swoim naturalnym języku, nie muszą więc kłopotać się o przekłady, to jeszcze każde odniesienie się do ich twórczości za granicą pomaga pielęgnować pewien mit.
Wielu ludzi wierzy mianowicie, że jeśli coś zostało stworzone przez Amerykanina lub Brytyjczyka i np. wydane w postaci książki, to jest to od razu warte popularyzowania, mądre, światłe, odkrywcze etc. Decyduje o tym nie wartość dzieła, ale język, w którym je napisano. Choć to tylko język, a nie miara inteligencji.
*Artykuł Partnera





Komentarze